Du bist nicht eingeloggt | Einloggen | anmelden
w Lublinie problem bo częstotliwość linii spada do 10 min
w Kielcach jakby była taka częstotliwość to by był każdy zadowolony
Jakich idei ekologicznych ?? Komunikacja w Lueblinie wcale ekologiczna nie jest, a jeżdżenie samochodem do pracy wychodzi taniej i znacznie szybciej. I nie chodzi tu o buspasy, a o linie krajoznawcze.
Na sytuację złożyło się kilka posunięć politycznych i zmiany gospodarcze. Rząd pomniejszył dochody samorządów. Wcale nie było konieczności, by 1:1 przekładać to na obcięcie oferty komunikacji. Można było rozpisać przetargi na ajentów, by obniżyć stawkę za wozokilometr. Wtedy nie trzebaby ciąć oferty. Mogłoby ich być kilku, a mniejszych niż Warbus, tak by wypadniecie jednego nie powodowało zapaści w komunikacji. Drugi problem to wzrost kosztów, w tym energii elektrycznej, i związanej z tym stawki za wozokilometr. Poza tym nie trzeba było ciąć wszystkiego po równo. Można było pozostawić niektóre linie mniej pocięte, a inne zredukować bardziej. Może też jest jednak za dużo linii bezpośrednich.
@CK, ciężko jest porównywać jakiekolwiek miasta do siebie. Z opisu jasno wynika, dlaczego pomimo najwyższej częstotliwości w mieście 151 jest wiecznie zatłoczona.
@Marek, takich, że miasta powinny dążyć do ograniczenia ruchu w centach poprzez oferowanie sprawnej komunikacji. W Lublinie mamy proces odwrotny.
No i koszty w przyszłości raczej nie będą maleć, a dalej rosnąć. Coraz trudniej na rynku pracy o kierowców autobusów, ciężarówek. Rosnąć będą pensje. Energia elektryczna będzie coraz droższa z powodu opłat za emisję CO2 z węgla kamiennego. Coraz droższy jest też polski węgiel. Dlatego trzeba szukać rozwiązań pozwalających na obniżenie kosztów. Na pewno dobrym kierunkiem byłoby poszukiwanie ajentów o niższej stawce za wozokm.
@JP, w żadnym wypadku nie atakuję miasta co do ograniczeń budżetowych, wręcz je rozumiem, bo wystarczy jakakolwiek świadomość ekonomiczna żeby zrozumieć obecny problem samorządów. Tu chodzi tylko i wyłącznie o idiotyczne decyzje "u góry" organizatora. Tniemy 151, a dokładamy brygady na 31. Brakuje powszechnie przegubów, więc przedłużamy 150 do Poręby żeby dołożyć tam kolejną brygadę MEGA. Utrzymujemy twór w postaci 152 tylko po to, żeby sieć nad ul. Filaretów była wykorzystywana. Po co było kupować takie ilości trolejbusów, skoro duża część z nich nie jest wcale wykorzystywana? Gdzie sens i logika? Linii bezpośrednich jest na pewno za dużo, a to przez roszczeniową postawę pasażerów, którzy wiecznie narzekają na konieczność przesiadek. Tutaj nigdy nie zadowoli się wszystkich.
Nie atakujesz miasta, bo nie masz bladego pojęcia o działaniu jego poszczególnych komórek i ich nadzorowaniu a zapewne jeszcze jesteś wielkim fanem obecnego prezydenta. Pomijając zmiany na szczeblu rządowym, władze Lublina zafundowały ogromnie kosztowny i nieefektywny element kampanii prezydenta Żuka. Darmowe przejazdy dla uczniów i osób 65+ wcale nie przyciągnęły tłumów do komunikacji a pozbawiły miasta dochodów z biletów jednej z największych jak nie największej grupy osób korzystających z autobusów i trolejbusów. Do tego twarde zakupy trolejbusów i elektryków mimo, że od kilku lat zapowiadane są znaczne podwyżki cen prądu. Puszczanie tras linii na siłe, bo wisi trakcja i musi coś pod nią jezdzić. Mocno dyskusyjny też jest stan osobowy ZTMu i koszty związane z wynajmem dla nich pomieszczeń w nowym biurowcu przy Kraśnickiej. Polecam zorientować się ile obecnie ZTM zatrudnia ludzi, jakie są koszty najmu pomieszczeń dla nich i skonfrontować to z efektami, które każdy widzi. I pamiętajcie, ktoś to wszystko nadzoruje a jak wiadomo - ryba psuje się od glowy.
Jak pomniejszył? Jacek, czytałeś budżet Państwa? Pomniejszył dochody z PIT, ale zwiększył z CIT i VAT. To raz. A po drugie, gdzie kreatywność samorządów? To rząd ma się gimnastykować, skąd wziąć kasę, a samorząd nie? Najlepsze jest to, że cięcia w komunikacji miejskiej są u tych samorządów, które są antysystemowe, które walczą z rządem. Jakoś w takim Rzeszowie nie ma cięć. U nie też nie ma, ale od lutego będą podwyżki cen biletów i to drastyczne oraz zlikwidowane zostaną popularne bilety 20 minutowe. A wiesz czym to jest tłumaczone? Bo PiS dał 500+, dał emerytom, zlikwidował podatek dla młodych ludzi i wprowadził inne ulgi, to niech ludzie teraz płacą.
Kilka lat temu w Lublinie podniesiono ceny biletów tłumacząc je wzrostem częstotliwości na niektórych liniach po dostawie nowych pojazdów. Ktoś zauważył więcej kursów? Co lepsze, jeszcze przed upadkiem Warbusa było dużo plotek o planowanych cięciach. Warbus upadl, stał się idealnym materiałem do usprawiedliwienia cieć, których było sporo. Widocznie dla niektórych to było za mało i przy okazji znalezienia kolejnego kozła ofiarnego wyeliminowano kolejne kusy. Tylko tym razem trochę przesadzili. Oczywiście maszynka do nawijania makaronu na uszy działa idealnie, miasto jak zwykle nie ma sobie nic do zarzucenia, super się rozwija a wszystkiemu winne jest państwo
@Piotr_B, jesteś w stanie przytoczyć jakikolwiek dane o tym, że zwiększony VAT i CIT rozwiązuje problem mniejszych dochodów z PITu? Bo to dość ciekawa teoria, zwłaszcza, że gminy musiały pokryć same wiele innych rządowych pomysłów, m. in. "reformę" edukacji z własnej kieszeni nie otrzymując obiecanych rekompensat, czy koszty drożejącej energii elektrycznej.
@Gumiś, ty za to jesteś wielkim znaFcą tematu i świetnie wiesz o czym piszesz. Nie, to ironia. O jakich wpływach z biletów mówisz, skoro pokrywają one tylko 3% kosztów funkcjonowania komunikacji? Ta zmiana z bezpłatnymi przewozami, chociaż niepotrzebna, nie wniosła w budżecie zbyt wiele. W obliczu innych rosnących kosztów to zaledwie procent. Kolejna sprawa, podatku w cenie oleju napędowego jest prawie 50%, więc koszty użytkowania spalinowych autobusów przewyższają tak czy inaczej elektryki. Problemem jest ogromna rezerwa na trolejbusach, wydano pieniądze na coś co nie będzie jeździć bo zmniejszona zostanie liczba zadań, a stale musi być utrzymywane. Pozostanie ZTM-u w nowym budynku miało nie generować takich kosztów, ale w końcu nie udało się zawiązać porozumienia z właścicielem budynku na stawki po niższej cenie. Po podwyżce biletów realnie powstały nowe linie i zainwestowano sporo w tabor, dzięki czemu już za chwilę wycofamy całkiem gnioty. Plotki to plotki, realnych zapowiedzi ograniczeń połączeń przed upadkiem Warbusa nie było i nie szerz swoich debilnych teroii.
@Piotr_B, kreatywność samorządów skończyła by się podwyżką kosztów dla mieszkańców gmin i inwestorów, chyba, że żyjemy w różnych rzeczywistościach. Taka rada ode mnie, doniesienia medialne warto weryfikować w różnych źródłach.
Piotrze, a Ty czytałeś wiadomości? Rząd powiększył gminom dochody z podatków? Przecież zwolniono z PIT osoby poniżej 26 roku życia i zmniejszono stawkę z 18% na 17%. Cały ubiegły rok trąbiono o problemach gmin w szykowaniu budżetów na 2020 r. W Lublinie szacowali spadek dochodów z PIT na -65 mln zł. Z tego co się doszukałem udział gmin w CIT pozostał bez zmian w 2020 r. Zgadza się czy nie? To dochody gminy spadły czy wzrosły w wyniku tych zmian? Cięcia lub podwyżka cen biletów - to wychodzi praktycznie na to samo.
Niestety ogólne koszty elektrycznych autobusów są większe, zarówno zakup jak i dalsze utrzymanie i to potwierdzają przewoźnicy. Nie wiem jak sprawa wygląda z trolejbusami.
O jakich "rekompensatach" mówisz? Rząd powinien płacić subwencję oświatową oraz pokrywać koszt zatrudnienia nauczycieli. I tyle. Nie powiesz mi chyba, że likwidacja gimnazjów, a zwiększenie liczby klas w szkole podstawowej i średniej coś zmieniło? Czyli co, utworzenie gimnazjów i likwidacja jednego rocznika w szkole średniej było ok. A już powrót do tego, co było wcześniej jest bee? To, że były problemy z miejscami dla uczniów w szkołach średnich jest tylko i wyłącznie winą samorządów, które to olały. A olały, bo rządzi PiS. Jakby rządziło PO i by wprowadzono podobną reformę, wszystko byłoby ok, prawda? Jeśli chodzi o VAT i CIT, to procentowy udział gmin w tym podatku się nie zmienił, ale założono zwiększony wpływ do budżetu z tytułu tychże. Samorządy przyzwyczajone są do tego, że im się wszystko daje, zamiast poszukać własnych dochodów.
Nie było by ok, bo sam jestem absolwentem gimnazjum a bliski członek mojej rodziny idzie tym "starym-nowym" systemem i widzę jak bardzo upośledzona jest ta reforma, nieprzemyślana. Rząd w momencie zapowiedzi reformy obiecał, że wszelkie koszty jej wdrożenia, jakie mogą ponieść samorządy, będą im zwrócone. Jeżeli twierdzisz, że " likwidacja gimnazjów, a zwiększenie liczby klas w szkole podstawowej i średniej coś zmieniło" to współczuję, bo zmieniło bardzo dużo za gorsze. Program nauczania w szkołach jest ten sam, który funkcjonował przed powstaniem gimnazjów - przestarzały i niezbilansowany. Wystarczy porozmawiać z jakimkolwiek nauczycielem. Następna sprawa - miejsca w szkołach były, tylko nie w tych z "najwyższej półki", bo ściany z gumy nie są, a przebudowa budynków lub dobudowanie kolejnych to proces długi i kapitałochłonny. Nikt normalny nie wprowadza takiej reformy nagle, a stopniowo. Jeżeli reforma nastąpiłaby od pierwszej klasy szkoły podstawowej, to każdy miałby czas na przygotowanie się i jej ocenę skutków.
Jeżeli miałbym kiedykolwiek możliwość płacenia swoich podatków tylko na rzecz samorządów, a nie na wymysły socjalne, to system o którym piszesz miałby sens.
Piotrze, nie masz racji. Owszem, likwidacja gimnazjów i zwiększenie liczby klas w szkole podstawowej i średniej coś zmieniło - konieczne było np. wyposażenie budynków w sposób umożliwiający wykorzystanie przez mniejsze dzieci (ławki, krzesła) lub zakup pomocy naukowych i lektur do bibliotek. Poza tym rząd zwleka z przekazywaniem pieniędzy na przyznane podwyżki dla nauczycieli. To nie jest wina samorządów, które to olały - nie można takich reform przeprowadzać w takim tempie, w jakim to zrobiono, bo na gorąco wychodzą dopiero dodatkowe, nieprzewidziane przez nikogo koszty. Rząd dużą część obietnic zrealizował przerzucając koszty na samorządy i będziemy teraz za to płacili, zaczynając od komunikacji miejskiej.
Piotrze, proszę o pewną refleksję w jaki sposób te zmiany zostały przeprowadzone. W normalnym kraju rząd planując zmianę dochodów dla innych organów państwa (ma do tego prawo), wyznaczyłby datę z sporym wyprzedzeniem czasowym, aby jednostki planujące wydatki i dochody mogły się na to odpowiednio przygotować. Natomiast w naszym przypadku zrobiono to w tym samym roku budżetowym, czego efektem był chaos i duża doza niepewności. W wielu przypadkach Wieloletnie Prognozy Finansowe samorządów, które są opiniowane i kontrolowane przez Regionalne Izby Obrachunkowe były zmieniane. Dowodzi to zaskoczenia i dążenia do osłabienia roli samorządów (które nam się jako reforma administracyjna w większości przypadków udały, mieliśmy tylko jeden przypadek bankructwa gminy w historii) i wprowadzenia zarządzania centralnego. Jest to negatywna tendencja, gdzie wszędzie dąży się do decentralizacji.
A jak było z obowiązkowym pójściem 6-latków do pierwszej klasy? Ktoś dał czas na przygotowanie? Żarty. A zapytał o zdanie rodziców? Żarty.
I to usprawiedliwia techniki wprowadzenia reformy przez PiS? Na zasadzie on ukradł, więc ja też mogę?
Po za tym wprowadzenie sześciolatków do szkół generowało znacznie mniejsze kłopoty finansowe i organizacyjne, dotyczyło to dzieci na początku edukacji, a nie całego systemu. Nieudane porównanie.
No to najlepszy dowód na to, że nasze elity polityczne są bezrefleksyjne po wszystkich stronach. Nie ma sensu ich usprawiedliwiać, równocześnie pamiętajmy że każda władza (obecna również) jest za to odpowiedzialna. I mamy prawo ją oceniać.
"Początkowo wszystkie sześciolatki miały pójść do pierwszej klasy od 1 września 2012 r., natomiast w latach 2009-2011 o podjęciu nauki mogli decydować rodzice. Sejm, chcąc dać samorządom dodatkowy czas na przygotowanie szkół, przesunął ten termin o dwa lata, do 1 września 2014 r." Jakby tego było mało, dodatkowo znowelizowano ustawę, żeby 1 września 2014 r. tylko połowa rocznika 6-latków przeszła do 1 klasy. Nie było czasu na przygotowanie? Nie było pytania o zdanie o rodziców - to po czym nowelizacja była? A to dotyczyło ok. 90 tys. dzieciaków. Ilu uczniów dotyczyła likwidacja gimnazjów i w jakim tempie poszła? Czy pytano o zdanie rodziców, nauczycieli oraz samorządowców? Na koniec jak przyszło do konfrontowania się ze skutkami, to nawet pani poseł Pawłowicz wymyśliła pomysł uratowania niepublicznych gimnazjów katolickich poprzez wprowadzenie... szkół podstawowych tylko z klasami 6-8. No to naprawdę doskonałe porównanie.
Zabiorę głos w dyskusji, ale wyłącznie w kwestii komunikacji miejskiej w Lublinie. Po pierwsze, zacznijmy od niekompetencji samego zarządu lubelskiego ZTM - rozmawiając z decydentami można odnieść wrażenie, że Ci sami nie wiedza, po co tam są. Wszelkie propozycje zmian są kwestionowane, nieustannie podnosi się argument realizacji poszczególnych pomysłów za X lat. Ci sami ludzie traktują napęd alternatywny w trolejbusach na równi z podstawowym, nie widząc problemu braku trakcji trolejbusowej na Krakowskim Przedmieściu, 3 Maja, Tysiąclecia czy też Mościckiego i Bernardyńskiej. Tworzy się bezsensowne linie, żeby tylko zadowolić garstkę pasażerów (patrz: 11, 30, 38 i 152). Ponadto, od 4 lat nie da się zakupić biletu 24 ani 72 godzinnego (takowe co prawda widnieją w taryfikatorze, jednak kodowane są wyłącznie na tzw Karcie Turysty, co powinno zostać zgłoszone do UOKiK). I wisienka na torcie: budżet został znacząco okrojony, co nie przeszkadza ZTM uparcie brnąć w zakup autobusów elektrycznych (mając do dyspozycji olbrzymią rezerwę trolejbusów). Tak chaotyczne funkcjonowanie komunikacji miejskiej będzie oznaczało tylko jedno: niewydolny twór, niezadowalający absolutnie nikogo, z taborem, którego nie sposób właściwie wykorzystać. Ale to można tworzyć epopeje...
To niestety dokładnie jest to co mam na myśli mówiąc, że dobra komunikacja opiera się na pakowaniu pieniędzy w ofertę, a nie w tabor. Niestety dla decydenta nie ma różnicy czy autobus jeździ często czy rzadko, jest natomiast różnica czy może przeciąć wstęgę przy najnowszych autobusach czy nie.
Rezerwa trolejbusowa z reguły jest większa niż autobusowa (chociaż w sumie dlaczego aż tak większa) ale w Lublinie to już jest jak bańka. Kupowane są elektryki jak ponadprzeciętna liczba wolnych pojazdów elektrycznych stoi na zajezdni. To wszystko trzeba opłacić (choćby w podatkach), konserwacja też swoje kosztuje i co gorsza miasto sowicie płaci za te niejeżdżące pojazdy w stawce wozokm dla MPK. Racjonalności nie ma w tym raczej żadnej. Zmniejsza się częstotliwość kursowania pojazdów. Jeśli w ślad za tym nie zmniejszy się zatrudnienie w MPK, to mamy ciekawy obrazek. Koszty stałe będą dzielone na jeszcze mniejszą liczbę wozokm. Czyli kursów dla pasażerów będzie jeszcze mniej ale komunikacja relatywnie będzie jeszcze droższa...
Powinna nastąpić maksymalizacja wozokilometrów trolejbusowo-komunalnych przy równoczesnym ograniczeniu wozokilometrów autobusowo-komunalnych wraz ze zwiększeniem wozokilometrów prywatnych, tańszych operatorów. I samo obniżenie częstotliwości "odgórnie" ma sens wyłącznie na sieciach tramwajowych, czy trolejbusowych, które tworzą zamkniętą siatkę połączeń. Jak widzę działania lubelskie, gdzie jedna linia kursuje co 10, 20 lub 30 minut, a nawet rzadziej, to widzę problem z koordynacją. Konieczna jest optymalizacja sieci.
Zdaje się, że do czasu funkcjonowania autobusów i trolejbusów w jednej organizacji nic się nie zmieni. Brak narzędzi racjonalizowania kosztów.
Wtrącając się trochę do rozmowy na temat rządów PiS. Myślę, że oprócz podatków i oświaty jest jeszcze w tym kraju jeden wielki problem którym jest polityka zdrowotna. Patologią jest to, że lekarz nie może leczyć a pacjent dostać się do lekarza. Kraj w którym pojazdów rządowych jest więcej niż karetek pogotowia to chyba coś jest nie tak.