Du bist nicht eingeloggt | Einloggen | anmelden
Przerabiany na 3009 lub 3010 lub 3008.
Oj, jak mnie skręca, jak widzę, że ktoś używa w ten sposób słowa "dedykowany". Ależ ci ludzie zeszmacili język polski...
Język polski ewoluuje jak każdy inny. Poczytaj sobie twórczość Kochanowskiego i porównaj ze współczesnym polskim.
A tak, oczywiście masz rację. Podobnie pewien znajomy polonista strasznie się oburza, gdy słyszy znaną zasadę "obie formy dopuszczalne", bo to jest nic innego, jak sankcjonowanie nieuctwa. Ale jak piszesz - tak było od wieków i tego nie unikniemy. Ja jednak na pewne rzeczy mam szczególne alergie. Przed wszystkim na okropną i prymitywną angielszczyznę, bo coraz częściej że własnym kraju nie rozumiem audycji radiowych. Nołhały, dizajny i inne srajny, bardzo zresztą prymitywne w tłumaczeniu. "Dedykować" to przynajmniej polskie słowo (ale dedykować to można komuś po polsku pomnik albo książkę), tyle że geneza opanowywania przez nie słownika jest dość ciekawa. Najpierw się pojawiało na spotkaniach młodocianych krawaciarzy w dość wysublimowanym znaczeniu, gdy pewien produkt był adresowany do pewnej grupy odbiorców (przepraszam, teraz to chyba się nazywa "target"), na przykład ulotka z liniami specjalnymi na euro, ale tylko dla kibiców dojeżdżającym z tego czy owego parkingu. Potem poszło jak lawina i na takich spotkaniach goście używają tego w co drugim zdaniu. W efekcie wychodzi bełkot, którego nie da się słuchać. Poduszka jest dedykowana spaniu, fiut homoseksualisty innemu facetowi, a kość psu. No dramat.
ja używam tego słowa wyłącznie w specyficznym, technicznym kontekście, by podkreślić że dany tabor jest przeznaczony specjalnie do konkretnego zadania i jest tam na stałe przypisany. Dedykowanie poduszek i fiutów brzmi koszmarnie - pełna zgoda. A co do ulotek na Euro to mnie z kolei irytuje używanie przez ZTM i wiele innych osób czy instytucji sformułowania "bilet obowiązuje" w sensie "jest honorowany". I zdaje się że Ty też powtarzasz ten błąd :P
O widzisz, a teraz ja nie chwytam różnicy. Chodzi o honorowanie sensu stricte, gdy nie jest to podstawowy bilet danego organizatora, czy w ogóle słowo "obowiązuje" Ci nie leży. Bo pasażerowie to zazwyczaj potocznie mówią "działa". A mnie drażni, gdy firma mówi o ofercie pod nazwą "Wspólny Bilet" (do tego jeszcze dużymi literami). Tak naprawdę nie istnieje taki produkt. Jest to zwykły bilet miesięczny, obo... przepraszam: honorowany w pociągach. Jednakowoż żołądek mi się obraca, gdy ludzie mówią, że jeżdżą na karcie, bo jeżdżą na bilecie, który na kartę jest jedynie nagrany (lub nie!). Ale to efekt pewnych kampanii, dość powszechny zresztą.
Uzupełniając: szczerze mówiąc, bardzo nie lubię zwrotu "jest honorowany". Jakoś odruchowo kojarzy mi się z takimi sytuacjami, jak np. bilety służbowe w Berlinie czy Wiedniu, honorowane u innych przewoźników, ale formalnie nieistniejące, tzn. tu: nieobowiązujące. Znaczy jak podrażyłem temat, to były na to jednak jakieś oficjalne ustalenia. A ją nie lubię tak na gębę, bo wychowałem się w kraju, gdzie jak nie masz przy sobie stosu regulaminów i opisów promocji, to pierwszy tępy konduktor wyrzuci Cię z pociągu. Inna rzecz, że w Pradze nawet ów stos nie pomógł...