Du bist nicht eingeloggt | Einloggen | anmelden
@Robert Chojnicki: Piotr odpowiedział już twierdząco na Twoje pytanie.
Zresztą przez parę najbliższych lat o fabrycznie NOWYCH autobusach możemy zapomnieć (i na dodatek to zadłużenie firmy na półtora miliona złotych!).
Ale z czego spadek popytu wynika? Zwiększanie częstotliwości solówkami, czy po prostu ludzi zniechęcili i "niedasie,boniemakomu"? Półtora miliona... Co to jest... U nas już z 15 jest... Co raz bardziej twierdzę, że w tym chorym kraju po pierwsze dupie ma się obywatela. Zamiast dążyć do promowania zbiorkomu - wykańcza się go.
Jeszcze jest zmniejszenie ilości przewożonych pasażerów - coraz bardziej narastający trend.
Ale to właśnie wynika ze zniechęcania ludzi. Wysyłamy mniej, ale bardziej przepełnione autobusy. A autobus kursujący rzadko i nie dający minimum komfortu zawsze przegra z samochodem. Niestety, dopóki samorządy się nie nauczą należycie płacić za zbiorkom, a ich podejście do zbiorkomu będzie jak do kuli u nogi - dopóty takie praktyki będą mieć miejsce... Może zamiast obiecywać zmniejszenia podatków i inne cuda na kiju, politycy pochylą się nad transportem publicznym, zamiast na każdym kroku go udupiać - bo tak najlepiej... Dobrze zarządzany i wydajny zbiorkom potrafi się odpłacić!
Dopóki będzie dostępność tanich, osobowych szrotów z zachodu, dopóty przeciętny Polak będzie kupował tanią, rozlatującą się osobówkę, by nie musieć korzystać ze zbiorkomu. Dopiero, gdy szrot się rozleci, a przewoźnik/organizator przygotuje odpowiednią ofertę przewozową, wtedy będzie można liczyć na powrót do świetności zbiorowej komunikacji.
Transport publiczny w małych miastach może konkurować tylko i wyłącznie w sferze cenowej. Kiedy bilet będzie "za pół darmo" (np. w cenie biletu ulgowego), to ludzie porzucą 20 letnie Golfy i poczekają na autobus. Aspekt finansowy w średnich ośrodkach jest najważniejszy.
Drugą kwestią pozostaje komunikacja miejska w dużych miastach. Tam bardziej patrzy się na częstotliwość kursowania, dostępność komunikacji miejskiej, czy udogodnienia (np. klimatyzacja, niska podłoga, czy biletomaty). Kto nie korzysta - ten raczej ma pobudki "prestiżowe". Nie wyobrażam sobie jeździć w Poznaniu, czy w Warszawie samochodem. PeSTka, buspasy czy metro detronizują "4 kółka".
Powracając do Słupska. Wbrew pozorom mniejsze zapotrzebowanie na pojazdy przegubowe nie oznacza mniejszej popularności komunikacji miejskiej. W Słupsku wyznaczono "linie priorytetowe" - zwiększono częstotliwość z 20 minutowej na 15. Dzięki temu "przeguby" np. na "16" przestałyby być potrzebne. W grodzie nad Słupią mamy tak gęstą sieć linii, że użytkowanie 18 metrowców może mieć wymiar tylko miłośniczy (poza liniami podmiejskimi i odosobnioną "jedynką").
Obecnie tak dopasowano rozkład jazdy, aby na innych liniach (prócz 1 i 11) nie pojawiały się przegubowce (bo częstotliwość jest taka, że solówka spokojnie wystarczy). A od 1 września 2011 r. podwyższono ceny biletów, co powoli zniechęca mnie do korzystania z transportu publicznego...
W godzinach od 8 do 16 w tygodniu należy jeszcze dodać, że przegub pojawia się na wypełnionej po brzegi "czwórce". I to właściwie tyle, jeśli chodzi o rozplanowanie 18-metrowców w Słupsku.
Podwyżka podwyżką, ale fakt, że np. Kobylnica jest w tej samej strefie, co Słupsk to dobra wiadomość dla mieszkańców ościennych miejscowości - pasożytów.